W Łańcucie od 1491 roku oprócz parafialnego kościoła ( kolegiaty) istniał drewniany klasztor i kościół OO. Dominikanów, ufundowany przez Stadnickich ze słynnym obrazem Matki Boskiej.  Przebudowany  przez Księcia Teodora Lubomirskiego w 1744r. z użyciem kamienia i cegły został  uposażony wioskami Krzemienicą i Dębiną oraz rocznym dochodem z zamku 1.304 fl. W 1820 roku miasto zniszczył pożar podczas którego spalił się dach klasztoru i kościoła dominikańskiego a jedyny zakonnik schronił się w Dzikowie, klasztor zamieniono na szpital wojskowy. W tym czasie w farze (kolegiacie) pozostał tylko jeden schorowany  ks. Antoni Gajewski a parafia liczyła 6.650 parafian, kaplica zamkowa też potrzebowała duchownego do odprawiania nabożeństw. Hrabia Alfred Potocki dowiedziawszy się, że białoruscy Jezuici mieszkający tymczasowo w Jarosławiu u OO. Reformatów szukają pracy i zajęcia udał się do prowincjała Świętochowskiego oraz biskupa Gołaszewskiego o przysłanie dwóch misjonarzy do pomocy w duszpasterstwie w Łańcucie. Wtem do Łańcuta przybyli OO Jakób Chaniewski i Adam Samujło z bratem Ludwikiem Krasowskim. Zaproponowano im pokoje w zamku, za które podziękowali, zamieszkali w pustej wikarówce, wikt i utrzymanie zapewnił im hrabia. Po śmierci księdza prepozyta w 1823 roku hrabia Potocki postanowił przekazać parafię w administrowanie Jezuitom i 30 czerwca 1824 roku złożył prośbę do cesarza Franciszka o pozwolenie na małe Kolegium Jezuitów w Łańcucie zamiast probostwa. Mieli oni zajmować się duszpasterstwem i nauczaniem w szkole, utrzymywali się z dochodu probostwa i deputatu z zamku w naturze. Kolejną prośbę do cesarza Hrabia Potocki złożył 28 grudnia 1830 r., trzecią 1 marca 1833 roku. Zatem Jezuici osiedlili się w Łańcucie jako misjonarze od 1820 roku do 1823 a później od 1836 roku jako administratorzy parafii. Do ich parafialnych obowiązków należała posługa duszpasterska w parafii, wyjazd z kazaniami i spowiedzią do sąsiednich parafii np. do Soniny, sprawowanie urzędu kapelana zamkowego, gdzie w niedzielę i święta odprawiali mszę o godzinie o 11. Na parafii pracowało najpierw 2 potem 3, 4 i 5 księży. Pracowali tu OO. Chaniewski i Brodowski, Tadeusz Chmielewski, Ignacy Zacharewicz, Bonifacy Kisielewicz, Piotr Warkalewicz, Michał Spirydowicz, Kazimierz Reutt, Augustyn Markiewicz, Jan Zabudziński, Władysław Kiejnowski, Jędrzej Leskowski (Węgier), Jan Kosiarski, Piotr Szychowski, Zachariasz Ledergerw z Rygi. Po ogłoszeniu dekretu w 1848 roku łańcuccy Jezuici byli zmuszeni opuścić miasto, gdyż konsystorz przemyski przysłał swego świeckiego administratora, który odebrał  od nich akta, inwentarz i klucze a oni sami wyjechali z Łańcuta. Znaleźli schronienie po licznych parafiach, klasztorach czy dworach jako nauczyciele i wychowawcy magnackich dzieci, poza Galicją.  O. Józef Wojtechowski, swoją posługę pełnił jako kapelan u Księżnej Lobkowicowej w Rozdziałowicach w Czechach.

W okresie rozproszenia Galicyjskiego do Piekar (Górny Śląsk) przybyła grupa dziesięciu Jezuitów, wygnańców na zaproszenie lokalnego proboszcza ks. Ficka aby przez 10 dni przeprowadzić misje parafialne,  wśród  Jezuitów był O. Józef Wojtechowski. Misje jezuickie trwały w Piekarach od 13 lipca do 18 października 1851 roku. Pobyt misjonarzy w parafiach trwał przeciętnie dwa tygodnie. Głosili oni codziennie od 8 do 10 nauk, w języku polskim i niemieckim, za te ostatnie odpowiedzialny był między innymi O. Józef Wojtechowski. Po  ukończeniu misji trzech jezuitów pozostało  nadal w Piekarach- Andrzej Peterek, Fryderyk Kolinek oraz Józef Wojtechowski, ożywiając tym samym duszpasterstwo parafialne oraz  ducha narodowego. Rozdzieliwszy się później zawędrowali do rożnych parafii O. Józef Wojtechowski pozostał w Bogucicach. Wskutek przywrócenia zakonu w Austrii, co zatem idzie w Galicji i otwarcia dawnych kolegiów prowincjał odwoływał ich z dotychczasowych parafii.

25 lipca 1852 roku hrabina Józefina Potocka pisze rozpaczliwy list  do prowincjała zakonu „sprawa łańcucka trudna (po protestach Dominikanów do Rzymu) po 15 latach starań, zabiegów, wisi w powietrzu a mąż mój już stracił nadzieję, niech prowincjał zlituję się nad moim udręczonym sercem”. 19 sierpnia 1852 roku hrabia Alfred Potocki sam pisze list do prowincjała , dowiadując się że zakonnicy mają powrócić do swych dawnych domów. Ponawia życzenie aby Jezuici powrócili do Łańcuta.

W 1854r. O. Józef Wojtechowski powraca do Galicji aby wygłosić misje jezuickie w parafiach  w Jazłowcu, Odrzykoniu oraz Starej Wsi, Czortkowie, Chocimierzu. W 1856r. w Buczaczu, Tłustem, Monasterzyskach, Kopeczyńcach, i Lisowcach a w 1857 r. w Łańcucie i w Złoczowie.

  1. Józef Wojtechowski ksiądz ludu       

 Józef Wojtechowski urodził się w 1810 roku w miejscowości Welwarach, na północ od Pragi jako syn Józefa Wojciechowskiego nauczyciela ludowego oraz Magdaleny z domu Schoenfelder,  jako jedno z trojga dzieci. Rodzice Józefa byli ludźmi niezwykle pobożnymi, wszystkie ich dzieci związały swoje dorosłe życie ze służbą Bogu. Po ukończeniu z wyróżnieniem studiów filozoficznych w Pradze Józef wstąpił do wojska, w którym dosłużył się stopnia oficera.  Postanowił jednak zamienić mundur żołnierski na sutannę, wstępując do seminarium biskupiego w Pradze na wydział teologiczny, gdzie został wyświęcony 2 sierpnia 1835 roku. Doceniony przez mieszkańców Pragi i swojego biskupa otrzymał urząd administratora  przy kościele św. Mikołaja.  Mimo licznych dostojeństw, które na niego  czekały postanowił wstąpić 21 kwietnia 1841r.  do Zakonu Towarzystwa Jezusowego. Po ukończeniu nowicjatu w Gradcu  i  naukach w Linzu, został profesorem gimnazjalnym w Nowym Sączu, gdzie pracował  do 1848 roku i zajmował się wychowaniem młodzieży. Uwielbiany przez swoich uczniów, nigdy nie stosował żadnych kar. Największą karą dla jego wychowanków było zasmucenie swojego profesora. Na skutek wydarzeń w 1848 roku zmuszony był opuścić Galicję wraz z Jezuitami i zgodnie z poleceniem swoich przełożonych udał się na Śląsk pruski.  Tu ze swoimi współbraćmi  ks. Antoniewiczem oraz  Seterkiem i innymi odprawiał misje po wsiach i miastach: m.in. w Opolu, Koźlu, Wodzisławiu, Raciborzu, Ostrowie, Słowikowie, Benkowicach. Podczas pełnienia posługi duszpasterskiej w Rozdziałowicach  w Czechach wybuchła cholera. O. Józef Wojtechowski całymi dniami i nocami odwiedzał chorych oraz więźniów. Swoją misję pełnił także na terenie Moraw oraz Księstwa Poznańskiego a także Galicji. Swoje siły zawdzięczał jak mówił łasce Bożej i Niepokalanej Bogurodzicy Dziewicy. W  1854 roku z woli przełożonych objął urząd kaznodziei pomocnika przy parafii łańcuckiej. Szczególnie bliski był mu lud wiejski. Na początku jego pobytu w Łańcucie w 1855r. wybuchła cholera, która dziesiątkowała społeczeństwo Galicji  oraz całą Europę. O. Wojtechowski  całymi dniami odwiedzał zarażonych, pocieszał umierających i przygotowywał na sąd Boży, nie bacząc na własne życie. Witano go wszędzie serdecznie, sami żydzi prosili go aby odwiedzał ich chorych i ratował. Nikomu nigdy nie odmawiał i niejednokrotnie trafnymi przepisami niejednego przy życiu zachował. Odtąd ludność z Łańcuta i okolic przyrzekła udawać się do niego nie tylko w potrzebach duchowych ale i w dolegliwościach cielesnych. Nie był on lekarzem ale umiał dobrze korzystać z doświadczeń. Najprostsze,  nieraz tylko pozorne lekarstwa okazywały się w jego rękach niezwykle skuteczne. Codziennie popołudniu objeżdżał wsie należące do obszernej łańcuckiej parafii, mówiąc o zasadach wiary i moralności chrześcijańskiej czy to w wiejskiej chacie czy w szkółce, które zakładał. Przez najmłodszych (dzieci) nazywany był „księżuszkiem”. Podczas  pobytu w Łańcucie wysłano go do Pragi, aby tam objął urząd kaznodziei, jednakże tęskniąc za swoimi parafianami zdecydował  się powrócić do miasta, by resztę życia spędzić w nim i czuwać nad jego społecznością. Potrafił w sposób niewytłumaczalny odgadywać  niebezpieczeństwa grożące miastu i okolicznym wsiom, próbując je zniweczyć, chronił tym samym ową społeczność. Zachęcał do prenumerowania Chaty, która była dostępna w parafii, w której umieszczał artykuły i przestrogi. Wielka sympatią darzył kościółek w Soninie, który dźwignął z upadku i całkowicie odnowił z pomocą dobrowolnych składek, które co niedzielę i święta zbierał.

W 1875 roku , podczas odprawiania nieszporów w uroczystość św. Stanisława Kostki w filialnym kościółku w Soninie zasłabł i stracił mowę. Po przywiezieniu do Łańcuta po 9 dniach zmarł 23 listopada 1875roku. Pogrzeb Ks. Józefa Wojtechowskiego na  łańcuckim cmentarzu był wielką manifestacją ludu który przyszedł pożegnać swego dobrodzieja, śpiewając mu pieśni od świtu do zmierzchu. W 1916 roku społeczność Łańcuta ufundowała pomnik swojemu kapłanowi, który po dzień dzisiejszy stoi na łańcuckim cmentarzu. Jak wynika z przekazów rodzinnych ksiądz nadal ochrania miasto i okolice które przez lata były jego domem.

Bożena Lauzer